Wspomnienia z rejsów
Lech Biedrzycki: Rejs Klubu Sportów Wodnych LOK w Łodzi do Szkocji i na Hebrydy w 1959 roku.
Trening w Granton ułatwił nam wchodzenie po sztormtrapie. Nasz „Chrobry” widziany z wysokości kilku pięter wydawał się bardzo mały. Tak zaczęło się drugie, niespodziewane spotkanie z Polakami na Morzu Północnym.
„Kaszuby” to był duży statek o długości 150,5 m, szerokości 18,7 m i zanurzeniu 7,8 m. Zadaniem 210 członków załogi było odbieranie beczek z zasolonymi rybami (na statku nie było chłodni) od załóg trawlerów i dostarczanie im zapasów żywności, paliwa, usuwanie awarii, a gdy trzeba, leczenie chorych rybaków.
Bardzo dobrze nakarmieni i zaopatrzeni w wiadro pełne świeżo złowionych ryb pożegnaliśmy gościnnych marynarzy.
Przez kilka słonecznych dni, przy wietrze pracującym „na ćwierć etatu” płynęliśmy wolno na północ. Pogoda umożliwiała suszenie żywności i wykonywanie różnych prac na pokładzie, gdzie była cała załoga. Brakowało tylko zwykle pierwszego oficera, pracującego w kabinie nawigacyjnej.
12 września zacumowaliśmy w Inverness przed śluzą Kanału Kaledońskiego. Caledonian Canal, zbudowany w latach 1803–22 o długości 97 km, łączy zatoki Moray Firth (od strony Morza Północnego) i Firth of Lorne (od strony Atlantyku). Spotkaliśmy tam Polaka ożenionego ze Szkotką. Ucieszył się ze spotkania tak bardzo, że zaprosił nas do obejrzenia produkcji Whisky, tam gdzie pracował. Zapamiętaliśmy drewniane beczki o kilkumetrowej średnicy wypełnione jęczmieniem w gorącej wodzie. Potem byliśmy u rodaka w domu. Jego żona podała 8 razy „cup of tea”, ale nie udało się nam z nią porozmawiać.
14 września wpłynęliśmy przez śluzę do Kanału Kaledońskiego. Gdy byliśmy w komorze śluzy, szkockie dzieci wołały do nas radośnie „charasio”! Widocznie byli tu przed nami nie tylko kapitan Pierożek ale i Rosjanie. Potwora w jeziorze Loch Ness, które jest fragmentem kanału, nie widzieliśmy tak samo jak wszyscy inni…
W Fort Wiliam byliśmy 15 września. Widać stamtąd, po lewej stronie kanału górę Ben Nevis, najwyższą na Wyspach Brytyjskich.
Silnik „Chrobrego” pracował niezawodnie na całej długości kanału. Na Morzu Hebryckim do pracy wróciły żagle.
W Tobermory, porcie na wyspie Muli należącej do Hebrydów Wewnętrznych, byliśmy 16 września. Legendarnych szczątków Wielkiej Hiszpańskiej Armady sprzed 371 lat Julek i ja w wodach tamtejszej zatoki nie dostrzegliśmy. Widocznie, gdy w 1588 roku Hiszpanie płynęli aby zniszczyć flotę angielską, Anglicy i okrutne morze roztrzaskało Armadę na drobne kawałki…
Najdalej na zachód dopłynęliśmy 18 września do portu Stornoway na wyspie Lewis należącej do Hebrydów Zewnętrznych. Był to ostatni, odwiedzony przez nas szkocki port.
Od 15 września, dopóki byliśmy na Atlantyku, ocean traktował nas łagodnie.
Najkrótsza droga powrotu na Morze Północne przez cieśninę Pentland Firth nie jest, zdaniem Kapitana, najbezpieczniejsza. Silne prądy utrudniają nawigację. Dlatego opływaliśmy Orkady (należące do hrabstwa Orkneji).
Morze Północne widocznie nas poznało i stwierdziło, że rachunki między nami nie są wyrównane. Przywitało nas silnym wiatrem i falami krótszymi niż na Atlantyku. Początkowo było to korzystne. Napędzany pełnym wiatrem „Chrobry” rozwinął prędkość o kilka węzłów większą niż dotychczas. A potem morze przekazało nas dobrze nam znanemu Skagerrakowi. On wiedział, co z nami zrobić.
Jednak nie byliśmy już „grupą kolegów z Klubu” lecz ZAŁOGĄ. Nasz Kapitan był jak zawsze doskonały w swych działaniach, Oficerowie bardzo dobrzy, kondycja pozostałych znacznie wzrosła po ponad miesięcznej praktyce. Morze pokonało jednak ożaglowanie wyrządzając ogromne straty.
Po krótkim postoju w Kopenhadze wróciliśmy do portu macierzystego „Chrobrego” w Szczecinie-Dąbiu 28 września, po przepłynięciu 2362 Mm w ciągu 589 godzin żeglugi.
Ten tekst jest skrótem powstałego przy pomocy Janiny i Andrzeja Kaszyńskich, mojego opisu rejsu, z dodatkowymi informacjami.
Leszek Biedrzycki
Sierpień 2015 r.
Galeria zdjęć znajduje się tutaj.