Klub Sportów Wodnych Ligi Morskiej i Rzecznej w Łodzi

Wspomnienia z rejsów

„Klubowy Jubileusz” Stefan Workert

Raz w mieście Łodzi,
gdzie nie ma wody,
choć stąd wypływa,
rzek osiemnaście,
zebrała się paczka,
wówczas ludzi młodych
i co z tego wynikło,
sobie wyobraźcie.

Zaświtało w głowach,
młodych i szalonych
i choć w mieście Łodzi
większej wody brak,
może się wypłynie
przy pomyślnym wietrze
na szeroki świat,
to może, być może
uda się wydostać
na szerokie morze.

Mądrej głowie, dość po słowie
jak mówi przysłowie.
Jak mówili tak zrobili,
klub żeglarski założyli
i nie jeden z tego Klubu
pożeglował w świat,
dzięki temu Klub istnieje
sześćdziesiąt pięć lat.

Na spiętrzeniu Jasieni,
jednej z łódzkich rzek,
powstała sadzawka,
a w niej żabi skrzek.
Aż tu stąd ni zowąd,
stało się to nagle,
przy ulicy Przędzalnianej
zjawiły się żagle.

I na jednym brzegu,
niech kto chce to wierzy,
przysiadł się Klub Unia,
żeglarzy harcerzy,
a na drugim brzegu,
ten co się wymarzył,
nasz Klub Sportów Wodnych,
Ligowych Żeglarzy.

Sprzyjała nam aura
i zdarzył się traf,
że nam Ner spiętrzyli
w Stefańskiego Staw.
Dostaliśmy hangar
i powstała nowa,
siłą własnych rąk,
tam przystań Klubowa.

Upływały lata
sielskie na szkoleniu,
Klub nam się rozrastał
w nowych członków wielu,
lecz wszystko upadło
i wszystko tak nagle,
nie ma już przystani,
znikły białe żagle.

Ktoś o nas zapomniał,
aż trudno uwierzyć,
ulica przejęła
chowanie młodzieży,
a to wychowanie
psa warte niech skonam,
dziś efekty tego
widać na stadionach.

Klub się nam zestarzał,
nie przyjdzie nikt nowy,
tym co pozostali
posiwiały głowy.

Czasem nad mogiłą
przychodzi się żegnać,
gdy na wieczną wachtę
idzie dawny żeglarz.
Została nas garstka,
jakby stara warstwa,
rzec by można o nas
kombatanci żeglarstwa.

Życie nie zamarło
i w Klubie się toczy,
często jeszcze ktoś z nas
pod żagle wyskoczy,
lecz Klubowi trudno
by życzyć sto lat,
wszak wszystko przemija
bo taki jest świat.

Napisane w styczniu 2014 roku. Stefan Workert.

Back to Top