Wspomnienia z rejsów
„O Ryśku Rosińskim wspomnienie” Stefan Workert
Często zdarza mi się wspominać o różnych zdarzeniach z życia ale prawdę mówiąc nie lubię ich spisywać. Zawsze są subiektywne. Każde wspomnienia są subiektywne. Ktoś kto je czyta może zawarte fakty widzieć inaczej. Ocenić je życzliwie albo źle.
Drugiego Listopada 2017 roku odszedł od nas na wieczną wachtę Rysiek .Nie będę w szczegółach opisywał jego żeglarskich i zawodowych ścieżek . Temu poświęcono w ostatniej monografii Klubu „Kartki z dziejów, 65 lecie – lata 2010-2014” pełne dwie strony w rozdziale „Życiorysy spod żagli wiatrem wysmagane”.
Piękna karta życia. Dużo dobrego po sobie zostawił. Spotkały go za to liczne nagrody i wyróżnienia. Ale i życie nie oszczędziło rozgoryczenia . Myślę o jego sprawach zawodowych. To za jego sprawą firma Wagmet w której piął się wzwyż aż do pozycji dyrektora wyrosła z niewielkiego zakładziku najpierw przy ulicy Zakątnej ( obecnie Pogonowskiego), potem przy Limanowskiego i Lodowej do największego potentata w Europie produkującego galanterię metalową i nie tylko.
Tylko kto przewidział ,że zakład zaopatrujący w swoje specyficzne produkty wszystkie służby mundurowe krajów Układu Warszawskiego przestanie być potrzebny po upadku całego układu.Włożył w to dzieło swojego życia całą wiedzę i serce. Opowiadał mi o tym.
Osobiście zachowałem w pamięci kilka refleksji i wspomnień. Kiedy w 1951 roku pojawiłem się w Klubie na ul.Piotrkowskiej 125 żeby się „zapisać do żeglarzy” Rysiek już tam był. Nie pamiętam czy mnie szkolił czy nie ale ocieraliśmy się o siebie. Zdobywałem kolejne stopnie żeglarskie. Wspinałem się .
Pamiętam Ryśka z prac na przystani u Stefańskiego. Potem z prac w Zarządzie Klubu. Spotykaliśmy się też przelotnie na Politechnice Łódzkiej. Ja na studiach dziennych on na wieczorowych. Parę semestrów wyżej .Ja wychodziłem po wykładach do domu, Rysiek po pracy szedł na uczelnię „na drugą zmianę”. Po kilku latach spotkałem w swoim zakładzie ludzi tak studiujących i wiem jak im było ciężko. Jemu też musiało być ciężko , godził z tym jeszcze swoją żeglarską pasję działania. Jak sam wspomina odbiło się to na jego studiowaniu ale w końcu dobrnął do końca. Mało tego .Na Uniwersytecie Łódzkim ukończył drugi fakultet.
Był inżynierem mechanikiem i magistrem ekonomii. Jak tego dokonał, jak połączył pracę zawodową , studia i pracę społeczną w żeglarstwie, pozostanie już tylko tajemnicą. Ja go podziwiałem z niekłamanym szacunkiem. Tytan pracowitości.
Kimże nie był . Bosmanem Klubu , kierownikiem Klubu ,przewodniczącym Rady Klubu, organizatorem letnich rejsów i ośrodków żeglarskich, w końcu współarmatorem prywatnego jachtu „Rep” przy budowie którego brał udział.
Byłem z nim w 19 57 roku na ośrodku w Suchaczu. Był kierownikiem wyszkolenia ,a ja u niego instruktorem. Jako najmłodszemu dawał mi dezetkę z damską załogą. Reszta pływała na porządnych jachtach pożyczonych z Elbląga.W 1961 roku instruktorzyliśmy na ośrodku w Świbnie. W 1963 roku byłem na najwspanialszym rejsie morskim na „Borucie”. Z Gdyni do Świnoujścia. Pełnym barwnych wydarzeń we wspaniałej załodze. Kiedyś może szerzej o tym
napiszę. Rysiek był pierwszym oficerem. Nawigator. Kapitanił Wojtek Kamiński. Na dojściu do Świnoujścia zgubiłem jedno światło. Kolejna boja świetlna nie odkryła się. Obudziłem Ryśka. Co mam robić? Jak szedłeś , odpowiedział. Podałem kurs. Idź tak dalej, zgasła, odkryje się następna. Jak nie to idź kontrkursem w morze. Dobranoc. Odkryła się.
Rysiek zgromadził wiele klubowych dokumentów .Dzienniki jachtowe z rejsów naszych jachtów, pamiątki pisma i notatki. To historia klubu. Bardzo pomocna w tworzeniu jubileuszowych monografii. Gromadził skrupulatnie. Kto po nim to przejmie?
Jak pamiętam Rysiek nigdy nie unosił się gniewem, zawsze był opanowany. Jeżeli go coś zirytowało to jedynym słowem na „K” było klubowe bluźnierstwo „kurza stopa”. Był bardzo koleżeński. Pomagał jak tylko mógł. Nikogo nie zbywał. Kilka razy spotkaliśmy się na gruncie zawodowym. Też pomagał i doradzał. Był stanowczy kiedy miał rację. Wówczas mówił głosem pewnym ale nigdy nie krzyczał. Przekonywał. Kiedy jednak mu się nie podobało co ktoś inny zamętlił to s…syczał przez zęby tłumiąc wybuch złości.
Takim go będę pamiętał. Szkoda Rysiu ,że już cię nie ma. Poczekaj tam na mnie. Nasz kapitan już tam jest . Ty jako pierwszy oficer tej dobranej załogi dołączyłeś. Teraz może kolej na drugiego oficera. Bądźcie cierpliwi. Na pewno dołączę.
Stefan Workert