Klub Sportów Wodnych Ligi Morskiej i Rzecznej w Łodzi

Wspomnienia z rejsów

„Stawy Stefańskiego”  Lech Biedrzycki

    Ta tradycyjna nazwa odnosi się do dwóch stawów powstałych w wyniku dwustopniowego spiętrzenia, przepływającej przez Rudę, rzeki Ner. Ruda, południowa dzielnica Łodzi, była znana w dawnych czasach jako miejsce wydobywania rud żelaza. Pisał o tym w swej kronice Jan Długosz.
      Większy staw, o długości około 1 km. to akwen z którym związany jest 40-letni okres w historii KSW.
     W maju 1953 Klub uzyskał dostęp do przystani blisko tamy oraz mostu na północnym krańcu większego stawu Stefańskiego. Były tu warunki o wiele lepsze niż dostęp, od 1950 roku na spiętrzeniu Jasienia (dopływ Neru) do stawu przy ulicy Przędzalnianej. Bardzo pozytywną zmianą była też możliwość zagospodarowania dla Klubu części (połowy) budynku dawnej stajni. Zabezpieczało to, na wiele lat, miejsce do ulokowania i naprawy sprzętu pływającego oraz dla nowych jednostek.
    Adaptacja przystani i budynku do naszych potrzeb wymagała wielu działań, przez długi czas. Bardzo ważną rolę pełnił wtedy Edek Pawlaczyk. Ten wspaniały Kolega, znający się nie tylko na żeglarstwie, poświęcił temu zadaniu wiele czasu. Inspirował, planował, kierował i uczestniczył bezpośrednio w realizacji.
    Przebudową przystani kierował Rysio Rosiński. Powstał pomost na brzegu stawu, slip, maszt flagowy, ogrodzenie.
     Trójkołowy wózek służył do przewożenia naszej „floty” na noc do budynku. Chroniło to ją przed kradzieżą lub uszkodzeniem przez chłopaków z Rudy. Stach Leszczak, szef ŁOZŻ, usprawiedliwiał ich mówiąc „Ruda to pustynia cywilizacyjna”. Wtedy naprawdę  wielu jej mieszkańców nie miało dostępu do wodociągu i kanalizacji.
     Dostęp do większego akwenu do szkolenia w Rudzie umożliwił działalność wielu instruktorom. Na przykład Porfiriusz (Porek) Finogenow szkolił grupę regatową w klasie Cadet i Finn.
    Pamiętam szkolenie na Cadetach (były w Klubie od 1960), które Ela Pawlaczyk prowadziła w Rudzie. Odbywało się to w zatoce blisko naszej przystani. Pogoda była dobra i wiatr akurat dla nowicjuszy, Ela miała już dziesięcioletni staż żeglarski i … wykształcenie pedagogiczne. Idealne warunki.
     Ela-Instruktorka kierowała (głosem) działaniami trzech dwuosobowych załóg Cadetów stojąc na brzegu, skąd dobrze wszystko widziała. Wyglądało to jak w szkole, gdzie zaangażowani uczniowie (kursanci) słuchają słów doświadczonego Nauczyciela (Instruktora). A Cadety ulegały świadomym działaniom kursantów …..
   Po latach myślę, że był to bardzo dobry początek drogi ku wiedzy i umiejętności brania udziału w pasjonującej, często urokliwej grze, jaką jest żeglowanie. Udział w niej biorą woda, wiatr, łódź i człowiek. Rzecz w tym , aby wygrywał CZŁOWIEK.
     Miałem niedawno okazję rozmawiania z Michałem Burakowskim synem Tadeusza, który już drugi rok pełni wieczną wachtę. Michał, od dawna kapitan w Marynarce Handlowej, przypomniał mi swój egzamin z wiedzy żeglarskiej w 1973 roku na Stawach Stefańskiego. Zdawał go razem z profesorem Romanem Modzelewskim z Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi. Michał miał wtedy 18 lat, więc pamięta, że ja ich egzaminowałem. Ja miałem 45 lat, więc zapomniałem …
   Wśród wielu dobrych wspomnień z czasów mojej aktywności w Rudzie jest pamięć o współpracy z Grzegorzem (w dokumentach Ryszardem) Skotnickim. Gdy do Rudy sprowadzono Selene, jacht balastowy większy i cięższy od naszych łodzi mieczowych, konieczne było wykonanie nowego slipu i wózka. Wykonanie tych obu konstrukcji według mojego projektu było pracochłonne.
     Grzegorz pracował około dwóch tygodni wykonując części slipu, spawając je,malując i montując (przy pomocy kolegów) na miejscu przeznaczenia. Górny koniec slipu został podparty na krawędzi brzegu, dolny na podporze na dnie stawu.
      Na ramie czterokołowego wózka opierał się balast Selene a obie burty na podporach bocznych. Wózek nie miał kół skręcających. W praktyce okazało się, że nie jest to konieczne.

     Nie pamiętam żadnego groźnego wypadku podczas szkolenia na stawie Stefańskiego. Zdarzały się czasem niegroźne kolizje, gdy dużo jednostek naszej „floty” pływało jednocześnie.
    Pamiętam jedno takie zdarzenie. Troje studentów ćwiczyło ze mną na Omedze zwroty, które już znali. Wiatr był najlepszy koło wyspy. Zaproponowałem ćwiczenie „rysowania” na wodzie ósemek, znanych z Żagli. Szło im dobrze. Atmosfera w kokpicie była „żeglarska”.
     W pewnej chwili zauważyłem, że łowiącemu z brzegu wędkarzowi wędka „ucieka” w naszą stronę. Można było domyśleć się co się stało. Luzujemy szoty, Omega zwalnia. Student przy sterze podnosi płetwę. Nie ma na niej nic. Wędkarz walczy dalej. Drugi członek załogi podnosi miecz, który stawia opór. Zrzucamy żagle i znów miecz w górę, wędkarz daje znaki, że odzyskał sprzęt. Będzie Awantura ?
     Nie , on nie obraził się na nas. Widocznie lubił żeglarzy ….
    Mam jeszcze innego rodzaju wspomnienia z bazy KSW w Rudzie.  Było to miejsce, z którego rozpoczynałem jazdy samochodem wożąc coś dla Klubu lub Kolegów.
      Syreną przewoziłem do Duninowa trzech Kolegów, a na przyczepie podłodziowej był Pirat wypełniony „po brzegi” sprzętem.
      Innym razem jechaliśmy we trzech na spływ na Dunajcu w 1964 r. Jechali ze mną Edek i Sławek Bednarek. Na przyczepie była skrzynia wykonana przez Edka, w której były nasze bagaże.
   Dojechaliśmy do Nowego Targu późno. Padało. Edek poszedł spać do hali sportowej. Sławek i ja przestawiliśmy siedzenia w Syrenie. Spałbym dobrze, ale Sławek strasznie chrapał….
      Rano odwołano spływ, bo Dunajec stał się groźny. Wróciliśmy do Łodzi bez kłopotów.
      Służbowy Star służył mi dobrze, gdy zawoziłem do Świbna (nie pamiętam kiedy) Szustkę. Towarzyszył mi bosman Walas.
      Ten sam Star posłużył do transportu tkaniny szklanej z Krosna. Jechaliśmy wtedy Rysio Rosiński i ja. Było to w czasie budowania Repa i Piasta.
    Jak napisano w monografii „od maja 1953 aż do 30.12.1992 przystań w Rudzie stała się główną bazą szkoleniową, remontową, szkutniczą i sprzętową Klubu”.
     Jej unicestwienie jest wielką stratą zmniejszającą zasób środków służących wychowaniu młodzieży (nie tylko w Rudzie). Mimo wysiłków entuzjastów ożywienia akwenu, brak dostatecznych środków ogranicza ich możliwości. Trzeba życzyć im pozytywnych zmian ….

                                                                                                                          Lech  Biedrzycki
Back to Top