Wspomnienia z rejsów
„Żeglarzy język obcy” Stefan Workert
Czasem w waszym życiu
tak się może zdarzy,
że znajdziecie się nagle
wśród braci żeglarzy.
Będą gadać wesoło,
a wam będzie nudno,
bo żeglarską mowę
zrozumieć jest trudno.
A więc może zamiast
trudzić się z mozołem,
zróbmy sobie krótką
językową szkołę.
Przód jachtu to dziób,
jak u ptaka dziobek,
zaś tył to jest rufa,
pękata jak pufa.
Nie zawsze pękata,
ale to nie ważne,
czasem bywa zakończona
płetwy steru jarzmem.
Ster ujarzmia snadnie
tak by się podnosił
jak się na coś wpadnie
co leżało na dnie.
Na pokładzie maszt stoi,
maszt to taki patyk
i gdzieś tam, po niebie
w chmurach topem grzebie.
Bo maszt nie ma końca
tak jak jakiś chłop,
tego masztu koniec
nazywa się top.
By się maszt utrzymał
i się nie przewrócił,
trzyma go lin szereg
jak kilka tancerek.
Od topu do dziobu
liny to są sztagi,
od topu do rufy
to zaś achtersztagi.
Z topu do burt obu
mienią się wantami,
a poprzeczki na maszcie
zowią salingami.
Żagiel jest rozpięty
na maszcie i bomie,
bom to drugi patyk
ale ten w poziomie.
Żagli się nie wciąga
jakimiś sznurkami,
lecz się żagle stawia
linkami fałami.
Zaś do ustawiania żagli,
mówimy bez zgrozy,
służą szoty i brasy,
nie jakieś powrozy.
Nie mówimy przy tem
żeby linki ciągnąć,
liny się wybiera
żeby cel osiągnąć.
Główny żagiel duży
nazywamy grotem,
gdy się ma do burzy
jego zrzucasz pierwej, mały fok zaś potem.
Na mniejszych łódeczkach,
wspólnie z twoim kumplem,
nie poruszasz kijkiem
lecz sterujesz rumplem.
A na większych jachtach
kręci się z zapałem
nie kołem sterowym,
natomiast szturwałem.
Szybkość mierzysz w węzłach,
lecz nie na godzinę,
widzę zatroskanie
robisz dziwną minę.
To nie są wymysły,
stop, momencik, chwila,
toż węzeł jest przecież
na godzinę mila.
Dlaczego w żegludze
odlicza się mile ? Tu wyjaśnić pora,
bo takie są mapy
w siatce Merkatora,
gdzie minuta kątowa
obwodu planety
to jest właśnie mila
kochani niestety.
Ale dajmy spokój
strofom z nawigacji,
przyjdzie i czas na to
przy innej narracji.
Z portu się wypływa
mówić się nie godzi,
fachowo powiedzieć
z portu się wychodzi.
Kiedy o tym słyszę
wpadam w nastrój błogi,
to tak jakby statek
jak człowiek miał nogi.
Nauczyć od razu
to na raz zbyt trudne,
za dużo wyrażeń
co staje się nudne.
Odłóżmy na później
do innych relacji
na razie wystarczy
do jakiejś orientacji,
by się nie czuć ciemnym
jak tabaka w rogu,
w towarzystwie żeglarzy
przy gorącym grogu.
Można by bez końca
tak truć aż do skutku,
wszystko pojąć można
ale powolutku.
Napisane 4 kwietnia 2009 r.