Wspomnienia z rejsów
„Na jachcie w deszcz” Stefan Workert
Pada deszcz od rana
więc siedzę jak w norze,
ani nosa nie wytknąć
z jachtu w takiej porze.
Nie ma życia na łódce,
myśli o pływaniu,
nawet trudno pomarzyć
o jakimś śniadaniu.
W końcu głód bierze górę
i coś by zjeść trzeba,
nawet gdy wciąż pada
i deszcz leje z nieba.
Ale gdy się spożywa
to czas i wydalić,
a jakże tu pupę
na deszcz swą wystawić.
Bo mój jachcik malutki,
ma sedesik mały,
na zewnątrz w kokpicie
i w tym kłopot cały.
Między deszczem i deszczem,
gdy zjadłem śniadanko,
wyskoczyłem na pokład
na szybciutkie sranko.
Na powietrzu , na zewnątrz,
nie będzie się smrodzić,
lecz przy tym wokoło
trzeba wzrokiem wodzić.
Żeby kogoś nie zgorszyć,
a niech by to bies,
człowiek jest spłoszony
niby tak jak pies.
Zwróćcie mili uwagę,
pies też wodzi wszędzie,
by go nie ukradli
w tak ważnym momencie.
To o czym tu piszę
to nie żadne cuda,
między deszczem i deszczem
tylko to się uda.
A że ktoś podpatrzy
taki ten przypadek,
to cóż ciekawego
stary dziadka zadek.
Napisane 1 lipca 2011 roku na moim małym jachciku.